To sekret: mój czas z Charlesem Sobhrajem, zabójcą bikini

FYI.

Ta historia ma ponad 5 lat.

Podróż Często spekulowałem, że zabójstwa w bikini były pokręconym, homoerotycznym rytuałem śmierci wywołanym psychozą amfetaminową. Chciałem zasugerować to policji w Bombaju, ale ponieważ sam byłem na prędkości, uznałem, że to nie jest najlepszy pomysł.
  • Kolaż autorstwa Matthew Leifheita

    Pewnej nocy w zimie 1983 roku, na krótko przed moim wyjazdem do Bangkoku, aby pracować nad filmem, przyjaciel opowiedział mi o seryjnym mordercy znanym jako „Bikini Killer”, przystojnym, charyzmatycznym okazjonalnym złodzieju klejnotów nazwiskiem Charles Sobhraj, który operował Tajlandii na początku lat siedemdziesiątych. Mój przyjaciel znał parę z Formenterów, szmuglujących heroinę w sztafetach z Azji Południowej, których osobno zwabiono na śmierć. Byli to dwaj z wielu zachodnich turystów, których Sobhraj zgasł na tak zwanym Szlaku Hipisów. Ta ścieżka ciągnęła się z Europy przez południową Azję, wędrowała przez zachodnich wyrzutków, którzy palili trawę i łączyli się z mieszkańcami. Sobhraj oskubał tych spragnionych duchowo wędrowców z wszelkich posiadanych pieniędzy, pogardzając tym, co uważał za ich luźną moralność.

    Opóźnienia w produkcji w Bangkoku pozostawiły mnie na kilka tygodni samemu sobie. Było to dezorientujące, śmierdzące, szalone na drodze, przerażające miasto pełne żebrzących mnichów, nastoletnich gangów, motocykli, świątyń, morderczych alfonsów, przerażających prostytutek, barów, barów ze striptizem, ulicznych sprzedawców, kolonii bezdomnych i oszałamiającej biedy . Po odkryciu, że Captagon, potężna amfetamina, jest sprzedawana bez recepty, siedziałem przy wypożyczonej ręcznej maszynie do pisania przez 12 lub 14 godzin bez przerwy, masowo wypisując wiersze, wpisy do dziennika, opowiadania i listy do przyjaciół. Lek pomógł w pisaniu. Po szybkim upijaniu się znokautowałem Mekhong, zjadliwą whisky, która podobno zawiera 10 procent formaldehydu i podobno powoduje uszkodzenie mózgu.

    Na przyjęciach z brytyjskimi i francuskimi emigrantami, którzy mieszkali w Tajlandii od czasu ofensywy Tet, usłyszałem więcej plotek o Sobhraj. Mówił siedmioma językami. Uciekł z więzień w pięciu krajach. Podawał się za izraelskiego uczonego, libańskiego handlarza tekstyliami i tysiące innych rzeczy, podczas przeszukiwania południowej Azji w poszukiwaniu ofiar turystów jako handlarz narkotykami i rabunkami. Ludzie, z którymi zaprzyjaźnił się przy drinkach, budzili się godziny później w pokojach hotelowych lub w jadących pociągach, bez paszportów, gotówki, aparatów fotograficznych i innych kosztowności.

    W Bangkoku sprawy przybrały ponury obrót. Sobhraj stał się obiektem namiętności kanadyjskiej sekretarki medycznej, którą poznał na Rodos w Grecji – kobiety o imieniu Marie-Andrée Leclerc, która spędzała wakacje ze swoim narzeczonym. Leclerc rzuciła pracę, porzuciła narzeczonego i poleciała do Bangkoku, by dołączyć do Sobhraj. Po jej przybyciu kazał jej, zależnie od okoliczności, udawać jego sekretarkę lub żonę. Sobhraj rzadko ją pieprzył, ku jej rozczarowaniu, i tylko wtedy, gdy jej zdrowy rozsądek groził pokonaniem jej kwiecistych romantycznych fantazji.

    Podróżowali po okolicy, odurzali turystów, zabierali ich w stanie półśpiączki do wolnego mieszkania, które wynajął Sobhraj. Przekonał ich, że miejscowi lekarze są niebezpiecznymi znachorami i że jego żona, dyplomowana pielęgniarka, wkrótce będzie miała ich zdrowie. Czasem trzymał ich tygodniami chorymi, Leclerc podawał im „napój leczniczy” składający się ze środków przeczyszczających, ipecaku i quaaludów, wywołując u nich nietrzymanie moczu, mdłości, letarg i zdezorientowanie, podczas gdy Sobhraj sfałszował ich paszporty i używał ich do przekraczania granic, wydawania pieniędzy. i ogrodzić ich kosztowności.

    W 1975 roku spotkał w parku indyjskiego chłopca o imieniu Ajay Chowdhury. Chowdhury wprowadził się do Leclerca i Sobhraja i obaj mężczyźni zaczęli mordować pewnych „gości”. „Zabójstwa przez bikini” były szczególnie makabryczne, w przeciwieństwie do poprzednich zbrodni Sobhraja. Ofiary odurzano, wywożono na odległe tereny, a następnie bito deskami, polewano benzyną i palono żywcem, wielokrotnie dźgano nożami, zanim poderżnięto im gardła, lub na wpół uduszono i wciągnięto, wciąż oddychając, do morza.

    Sobhraj już wcześniej zabijał ludzi z przypadkowym przedawkowaniem. Ale zabójstwa w Bikini były inne. Były starannie zaplanowane i nietypowo nieeleganckie. Pojawiły się w dziwnie skompresowanym okresie między 1975 a 1976 rokiem, jak napad wściekłości, który trwał kilka miesięcy, a potem w tajemniczy sposób ustał. Sobhraj i Chowdhury wymordowali ludzi w Tajlandii, Indiach, Nepalu i Malezji. Nie wiadomo, ile: co najmniej osiem, w tym dwa zabójstwa w spalarniach w Katmandu i przymusowa wanna tonąca w Kalkucie.

    Sobhraj został ostatecznie aresztowany w 1976 roku w New Delhi, po odurzeniu grupy francuskich studentów inżynierii na bankiecie w hotelu Vikram. Nakłonił ich do zażycia „kapsułek przeciw czerwonce”, które wielu połykało na miejscu, a kilka minut później gwałtownie zachorowało. Recepcjonista hotelowy, zaniepokojony przez 20 lub więcej osób wymiotujących w całej jadalni, wezwał policję. Zupełnie przez przypadek funkcjonariusz, który pojawił się w Vikram, był jedynym policjantem w Indiach, który potrafił wiarygodnie zidentyfikować Sobhraj na podstawie blizny po usunięciu wyrostka robaczkowego wykonanym wiele lat wcześniej w więziennym szpitalu.

    Sądzony w New Delhi za wiele przestępstw, w tym morderstwa, Sobhraj został skazany tylko na podstawie mniejszych zarzutów — wystarczająco dużo, jak zakładano, by zapewnić mu usunięcie ze społeczeństwa na wiele lat. W Bangkoku, bezsenny z powodu prędkości, zacząłem podejrzewać, że Sobhraj tak naprawdę nie był osadzony w indyjskim więzieniu, jak donosiły gazety. Byłem na tyle paranoiczny, że myślałem, że skoro o nim myślałem, on również myślał o mnie. Śniłem o nim w rzadkich godzinach snu, wyobrażając sobie jego gibką, śmiertelną sylwetkę w czarnych pończochach, czołgającą się w kanałach wentylacyjnych i szybach wentylacyjnych w moim budynku, jak Irma Vep.

    Charles Sobhraj i Marie-Andrée Leclerc w 1986 roku. Zdjęcie: REX USA

    W 1986 roku, po dziesięciu latach w więzieniu, Sobhraj uciekł z więzienia Tihar w New Delhi, z pomocą współwięźniów i gangu, który zebrał na zewnątrz. Uciekł, odurzając całą wartownię świątecznym prezentem w postaci domieszkowanych owoców, ciastek i tortu urodzinowego. Indie, które nie miały umowy o ekstradycji z Tajlandią, kiedy Sobhraj został aresztowany w 1976 roku, zgodziły się honorować specjalny nakaz ekstradycji po odbyciu przez niego pobytu w Indiach – nieodnawialny nakaz ważny przez 20 lat.

    Tajlandia miała dowody sześciu morderstw pierwszego stopnia. Zabójstwa w Bikini na kilka sezonów zrujnowały przemysł turystyczny, a Sobhraj zrobił głupców z policji Bangkoku. Powszechnie uważano, że w przypadku ekstradycji zostałby zastrzelony przy wyjściu z samolotu.

    Uciekł z Delhi do Goa. Kręcił się wokół Goa na różowym motocyklu, w serii absurdalnych przebrań. Ostatecznie został zatrzymany w restauracji O'Coqueiro podczas korzystania z telefonu. Celem ucieczki było aresztowanie i danie dłuższego więzienia za ucieczkę – tyle, by przekroczyć datę wygaśnięcia tajskiego nakazu ekstradycji.

    Po latach sporadycznych zainteresowań Sobhrajem chciałem go poznać. Więc w 1996 roku zaproponowałem artykuł o nim, aby Kręcić się . Szczególnie nie chciałem pisać artykułu, zwłaszcza nie dla gloryfikowanej wersji Tygrys Beat , ale byli gotowi zapłacić, więc poszedłem.

    Po raz pierwszy skontaktowałem się z Richardem Nevillem, który spędził dużo czasu z Sobhrajem, gdy był sądzony w New Delhi. Neville napisał książkę, Życie i zbrodnie Charlesa Sobhraj , a teraz mieszkał w odległej części Australii. Nadal miał koszmary o Sobhraj. „Powinieneś pójść i zaspokoić swoją nieprzyzwoitą ciekawość — powiedział mi — a potem oddalić się od tej osoby jak najdalej — i nigdy, przenigdy, nie mieć z nią nic wspólnego”.

    Kiedy przybyłem do New Delhi, dziesięcioletni wyrok Sobhraja za ucieczkę z więzienia miał wygasnąć wraz z nakazem ekstradycji. Przeprowadziłem się do taniego hotelu, którego właścicielem był przyjaciel znajomego. Często spędzałem czas w Press Club of India w Connaught Place, ulubionym miejscu dziennikarzy z całego kraju. Klub przypominał lobby baru Bowery z około 1960 roku. Talerz hiszpańskich orzeszków ziemnych smażonych w chili, jedynej jadalnej pozycji w menu, dodawano gratis do drinków. Na ścianach wisiały przypominające kapliczkę portrety dziennikarzy, którzy po wyjściu z Klubu Prasowego pijani zostali rozjechani w ruchu ulicznym.

    Moi nowi koledzy byli pełni ponurych anegdot o Sobhraj – opowieści o jego przyjaźni z uwięzionymi politykami i przemysłowcami, o fantastycznych sumach, które zaoferowano mu za prawa do filmu do swojej historii. A Czasy Hindustanu Korespondent zapewnił mnie, że nigdy go nie zobaczę. Sobhraj został poddany kwarantannie z prasy, a hojne przywileje, którymi kiedyś cieszył się w więzieniu Tihar, zostały odcięte, gdy nowy naczelnik przejął władzę.

    Nowym naczelnikiem został Kiran Bedi, legenda indyjskich organów ścigania. Była mistrzynią tenisa, została pierwszą indyjską policjantką. Była szczerą feministką i paradoksalnie zagorzałą zwolenniczką prawicowej partii Bharatiya Janata. Fanatycznie nieprzekupna w bogato skorumpowanych siłach policyjnych, otrzymywała liczne „posady karne”, by ją zniechęcić, ale przykładała do swojej pracy taką dosłowną gorliwość – rozkazując ministrom stanowym. na przykład odholowane nielegalnie zaparkowane samochody – że stała się bohaterką narodową, której jej szefowie nie mogli się pozbyć. Przed przybyciem Bedi Tihar był znany jako najgorsze więzienie w Indiach, co coś mówi. Bedi przekształciła swój przydział karny w kolejny triumf PR, przekształcając Tihar w rehabilitacyjny aszram, wprowadzając nieelastyczny reżim porannej medytacji, szkolenia zawodowego i zajęć jogi.

    Pewnego ranka siedziałem godzinami w holu administracji więziennej, w pobliżu witryny skonfiskowanej broni. Przeszli apatyczni żołnierze, ziewając i drapiąc się po jajach. Przybyła grupa podekscytowanych pań, niektóre w spodniach, inne w sari, otaczające niską sylwetkę w oślepiająco białej bieli plus czwórki, z fryzurą po rzeźniku i zaciśniętą twarzą. To był Bedi. Za radą przyjaciół z Press Club powiedziałem jej, że chcę napisać jej profil dla nowojorskiego magazynu. Dopiero po chwili w jej obecności wyczuła ogrom zarówno jej ego, jak i przebiegłości.

    Mogę spędzić czas w więzieniu, powiedziała. Ale gdybym planował rozmawiać z Sobhraj, mógłbym o tym zapomnieć. Naraziłaby swoją pracę, gdyby pozwoliła prasie z nim porozmawiać. Bez względu na to, czy to prawda, czy nie, byłam pewna, że ​​zamierzała być jedyną celebrytą w lokalu. Zapytałem, jak się miewa Sobhraj.

    - Karol się zmienił! – oznajmiła z ptasim, tupotliwym akcentem indyjskiego angielskiego. „Poprzez medytację! Będzie pracował z Matką Teresą, kiedy zostanie zwolniony! Nikt go teraz nie widzi, jest zrehabilitowany! W kolejnym tchnieniu zasugerowała, żebym został w Indiach przez kilka miesięcy. Mogłabym tam bardzo ładnie żyć, powiedziała, gdybym zgodziła się napisać jej autobiografię na duchu. Wydawało się to dziwne.

    Zanim zdążyłem odetchnąć, zostałem wyrzucony na zewnątrz i zapakowany do bulwiastego samochodu, który pędził wzdłuż wewnętrznego muru otaczającego cztery oddzielne więzienia Tihar, ogromnego kompleksu z wieloma otwartymi przestrzeniami, przypominającego małe miasto. Dotarliśmy do stoiska recenzenckiego, gdzie zostałem wprowadzony na koniec szeregu dygnitarzy w uroczystych strojach. Pod nami w pozycji lotosu siedziało 2000 więźniów, wielu obwieszonych rozmazanym kolorowym proszkiem. Nie miałam pojęcia, co tam robię, w podartych dżinsach i koszulce Marca Bolana. Przemówienie Bediego było obchodami Holi, hinduskiego święta religijnego zachęcającego do miłości, przebaczenia i śmiechu. I rozmazany kolorowy proszek.

    Po uroczystości wróciliśmy do biura. Bedi ogłosiła, że ​​następnego dnia na kilka tygodni wyjeżdża na konferencję do Europy. Pragnąc mnie, jej nowego biografa, aby uzyskać pełny efekt aszramu Tihar, nabazgrała przepustkę do wszystkich czterech więzień na jakimś skrawku papieru. Byłem w. Poniekąd.

    Każdego ranka przez trzy tygodnie jechałem taksówką w kierunku więzienia Tihar, przedzierając się przez niewzruszone tłumy i chaotyczny ruch uliczny, omijając słonie i popielate, głodujące krowy. Wszystko mieniło się w przerażającym upale. Minęliśmy Czerwony Fort, w powietrzu tłustym od żółtego smogu i czarnym dymie pożarów benzyny. Żebracy przycupnęli na bagnach przy drodze, szczerze srając, obserwując ruch uliczny.

    Mój laissez-passer był sprawdzany każdego ranka – z taką samą wątpliwą kontrolą – w przepastnym buforze bezpieczeństwa między dwiema ogromnymi żelaznymi bramami. Każdego dnia starszy oficer wyznaczał mi opiekuna na cały dzień i starałem się naginać sprawy na korzyść najmłodszych strażników, którzy byli najbardziej zrelaksowani i pobłażliwi, często porzucając mnie, gdy odchodzili na papierosa i pogawędkę z przyjaciółmi.

    W Tiharze pokazali mi wszystko, co chciałem zobaczyć — ogrody warzywne; zajęcia jogi; zajęcia komputerowe; świątynie Śiwy i Wisznu pokryte żonkilami i hibiskusem; dormitorium wyłożone dywanikami modlitewnymi; luźne kręgi gadatliwych kobiet pochylonych nad krosnami; piekarnia pełna bosych mężczyzn w każdym wieku, w pieluszkowych szortach, ładujących ciasto do przemysłowych pieców. Spotkałem Nigeryjczyków oskarżonych o handel narkotykami; Kaszmirczycy oskarżeni o zamachy terrorystyczne; Australijczycy oskarżeni o zabójstwo; oskarżeni ludzie, którzy od lat siedzieli w więzieniu, wciąż czekają na datę rozprawy — indyjscy „podprocesowani” często odsiadują pełny wyrok za przestępstwa, o które zostali oskarżeni, zanim zostali nawet osądzeni, a jeśli zostaną uniewinnieni, nie dostają żadnej odszkodowanie za fałszywe pozbawienie wolności.

    Widziałem wszystko oprócz Sobhraj. Nikt nie mógł mi powiedzieć, gdzie był. Ale pewnego popołudnia, po trzech tygodniach całodziennych wizyt, miałem szczęście: bolał mnie ząb. Opiekun zabrał mnie do więziennego dentysty, w małym drewnianym domku z około trzydziestoma mężczyznami czekającymi na szczepienia przeciw durowi brzusznemu.

    Mój opiekun rozpraszał się, rozmawiając z pielęgniarką na werandzie, która wbijała tę samą igłę w ramię po drugim. Zapytałem mężczyzn w kolejce, czy ktoś może przekazać wiadomość do Sobhraj, a Nigeryjczyk w świecącym naszyjniku z koralików zabrał mój notes i odbiegł, wracając po wizycie u dentysty. Moja twarz była zdrętwiała od Novocain, gdy wsunął złożony papier do kieszeni mojej pomarańczy tworzyć .

    Otworzyłem je kilka godzin później, gdy młody naczelnik więzienia nr 3 przywiózł mnie z powrotem do hotelu na swoim motocyklu. Sobhraj napisał nazwisko i numer telefonu swojego prawnika z instrukcjami, aby zadzwonić do niego tego wieczoru. Przez telefon kazano mi spotkać się z prawnikiem dokładnie o dziewiątej następnego ranka w jego biurze w sądzie Tis Hazari.

    Gmach sądu Tis Harazi był czymś niezwykłym, wyrosłym z czoła Williama S. Burroughsa. Lewiatan w bordowym stiuku, z oceanem stronników, żebraków, sprzedawców wody i różnych dziwacznych form ludzkich na zewnątrz. Na jednym końcu budynku przewrócony autobus, zwęglony wewnątrz i na zewnątrz, mieścił dużą rodzinę wściekłych małp, podekscytowanych wyrywających excelsiora z podzielonych siedzeń, wrzeszczących, rzucających się i obrzucających przechodniów odchodami. Płytki wąwóz oddzielał teren sądu od labiryntowego płaskowyżu przysadzistych cementowych bunkrów, które służyły jako prawnicy. biura.

    Prawnik był mężczyzną bez kości w niewyobrażalnym wieku, o śniadej skórze i aryjskich rysach. Kazał mi zostawić aparat. Przeszliśmy na kort, przez tłum i weszliśmy po schodach do ciemnej, kanciastej sali sądowej.

    Rozpoznałem Sobhraja w kolejce oskarżycieli, jednego po drugim zbliżającego się do ławy zażółkłego sędziego Sikhów w jasnożółtym turbanie, który w zamyśleniu łyknął z butelki Coca-Coli. Prawnik nas przedstawił.

    Sobhraj prowadzony do więzienia Tihar w New Delhi w kwietniu 1977 r. Zdjęcie: REX USA

    Sobhraj był krótszy niż się spodziewałem. Na słono-pieprzowych włosach miał sportowy beret. Biała koszula w niebieskie prążki, granatowe spodnie, trampki Nike. Niewielkie, choć bez względu na to, jak przybrał na wadze, najwyraźniej trafił prosto w jego tyłek. Nosił okulary bez oprawek, które sprawiały, że jego oczy były ogromne i wilgotne, jak oczy jakiegoś tłustego ssaka podwodnego. Jego twarz sugerowała nieco rozpadający się aktor z bulwaru, wcześniej znany ze swojej urody. Przeszedł przez morfologię „przyjaznych” wyrażeń.

    Unikałem jego oczu i wpatrywałem się w jego usta. Za mięsistymi wargami miał dziko nieregularne, postrzępione dolne zęby, co niejasno przywodziło na myśl paszczę drapieżnego płazów. Uznałam, że za dużo czytam w jego ustach i skupiłam się na jego nosie, który był przyjemniejszy.

    Czekał, by opowiedzieć się po swojej stronie w jakimś trywialnym sporze, jaki zawsze wszczynał, głównie po to, by wyjść z więzienia na jeden dzień i zrobić furorę w lokalnych gazetach. „Musisz poczekać na zewnątrz” były pierwszymi słowami, które do mnie powiedział. – Prawnik ci pokaże. Zaprowadził mnie do miejsca pod wysokim prostokątnym oknem w fasadzie sądu.

    Pół godziny później twarz Sobhraja pojawiła się w oknie, oprawiona w nieoświetloną celę. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zasypał mnie pytaniami na swój temat: kim jestem, skąd pochodzę, gdzie studiowałem, jakie książki pisałem, gdzie mieszkam, jak długo będę Indie, wirtualna Niagara, pełna pytań o moje poglądy polityczne, moją religię, jeśli w ogóle, moją ulubioną muzykę, moje praktyki seksualne. Kłamałem o wszystkim.

    – Gdzie mieszkasz w New Delhi? zapytał mnie. Wymamrotałem coś o hotelu Oberoi. – A-ha – warknął Sobhraj. – Adwokat powiedział mi, że dzwoniłeś do niego z hotelu w Channa Market.

    – To prawda, ale przeprowadzam się do Oberoi. Może dziś wieczorem! – powiedziałem dobitnie. Nagle uderzyła mnie myśl, że jeden z sługusów Sobhraja, którego zawsze było wielu na zewnątrz, składa mi niespodziewaną wizytę i angażuje mnie w jakiś niewinnie brzmiący plan, który wyląduje w więzieniu bez żadnego laissez-passer .

    Znikąd: „Może mógłbyś współpracować ze mną, pisząc historię mojego życia do filmów”. Coś, co wydawało mi się wielkości pestki brzoskwini, nagle zatkało mi gardło, gdy powiedziałem mu, że będę w Indiach tylko kilka tygodni. – Mam na myśli później. Po tym, jak wyjdę. Możesz wrócić.

    Poczułem ulgę, gdy irytujący, niezdarny dziennikarz podbiegł do okna i przerwał, mimo że co 15 minut przekupywałem strażników Sobhraja za przywilej rozmowy z nim.

    Nieco później Sobhraj wyszedł z aresztu, skuty za nadgarstki i kostki oraz przykuty łańcuchem do żołnierza chwiejącego się za nim. Miał inne sprawy na odległym końcu gmachu sądu. Pozwolono mi iść obok niego, a raczej, jak mi kazał, bez sprzeciwu jego strażników. Weszliśmy do kręgu personelu wojskowego, z pistoletami maszynowymi wycelowanymi w nas obu. Inni więźniowie zajmujący się sprawami dworskimi po prostu szli ramię w ramię ze swoją nieuzbrojoną eskortą, ale Sobhraj był wyjątkowy. Był seryjnym mordercą i wielką gwiazdą. Ludzie biegli przez kordon sanitarny błagając o jego autograf.

    „Teraz”, zapytałem go, gdy szliśmy, „zanim Kiran Bedi przejął więzienie, ludzie mówili, że naprawdę zarządzasz tym miejscem”.

    — Powiedziała ci, że piszę książkę? on pstryknął. 'O niej?'

    – O czymś wspomniała. Nie pamiętam dokładnie.

    'Jestem pisarzem. Jak ty. W więzieniu nie ma wiele do roboty. Czytanie, pisanie. Bardzo lubię Friedricha Nietzschego”.

    'O tak. Nadczłowiek. Zaratustra.

    'Tak, dokładnie. Mam filozofię Supermana. Jest taki jak ja, bez pożytku z burżuazyjnej moralności. Sobhraj pochylił się, brzęcząc łańcuchami, żeby podciągnąć nogawkę spodni. „Tak prowadziłem więzienie. Czy wiesz o tych małych mikrorejestratorach? Widzisz, przykleiłbym je do siebie tutaj. I pod moimi rękawami. Strażnicy rozmawiali o braniu łapówek i sprowadzaniu prostytutek do więzienia.

    Pokazał mi kilka dokumentów zgniecionych w plastelinowym portfelu, który nosił w kieszeni koszuli.

    – To są papiery do mercedesa, który tu oddam – powiedział, wskazując na otwarte drzwi gabinetu. – Dotyczy mojej kaucji. Kiedy opuszczę Tihar, muszę im dać trochę pieniędzy.

    - Przez urlop masz na myśli...

    – Kiedy wyjdę do pracy z Matką Teresą. Jezu.

    – Muszę cię o coś zapytać, Charles – powtórzyłem najmocniej, jak potrafiłem. W trakcie naszej rozmowy (której jest to tylko sedno) zauważyłem, że Sobhraj stworzył coś w rodzaju mentalnego kolażu ze wszystkiego, co wcześniej mu o sobie powiedziałem, i przekazywał mi części tego z powrotem z różnymi prawdopodobnymi modyfikacje, jako objawienia o sobie. To standardowa technika socjopatów.

    – Chciałbyś też mój autograf?

    – Nie, chciałbym wiedzieć, dlaczego zamordowałeś tych wszystkich ludzi w Tajlandii.

    Daleki od niszczącego efektu, na który liczyłem, Sobhraj uśmiechnął się z jakiegoś prywatnego żartu i zaczął czyścić okulary koszulą.

    „Nigdy nikogo nie zamordowałem”.

    – A co ze Stephanie Parry? Vitali Hakim? Te dzieciaki w Nepalu? Podczas świąt Bożego Narodzenia Sobhraj i Chowdhury wraz z Leclercem znaleźli czas na spalenie dwóch turystów z plecakami w Katmandu.

    – Teraz mówisz o narkomanach.

    — Nie zabiłeś ich?

    — Mogli być… — Poszukał właściwego słowa. – Uch, zlikwidowany przez syndykat za handel heroiną.

    – Jesteś syndykatem?

    „Jestem jedną osobą. Syndykat ma wielu ludzi.

    - Ale już powiedziałeś Richardowi Neville'owi, że zabiłeś tych ludzi. Nie chcę cię urazić, ale chcę wiedzieć, dlaczego ich zabiłeś.

    'Właśnie Ci powiedziałem.' Poczułem, że czas ucieka. Nie uważałem za rozsądne widzieć tę osobę ponownie, a gdy tylko zakończy tę mroczną sprawę z mercedesem, zabiorą go z powrotem do Tiharu.

    – Cóż, mogę ci opowiedzieć o jednym – powiedział po zamyślonej ciszy. Wtulił się we mnie poufnie. Jeden ze strażników zakaszlał, przypominając nam o swojej obecności. – Dziewczyna z Kalifornii. Była pijana i Ajay przyprowadził ją do Kanit House. Widzisz, wiedzieliśmy o niej. Wiedzieliśmy, że była związana z heroiną. Następnie opowiadał, jak zabił Teresę Knowlton, młodą kobietę, która zdecydowanie nie była związana z heroiną i planowała zostać mniszką buddyjską, mniej więcej tak, jak opowiedział tę historię Richardowi Neville'owi ćwierć wieku wcześniej. Jej zwłoki jako pierwsze znaleziono w bikini, unoszące się na plaży Pattaya. Stąd zabójca bikini.

    Kiedy dotarł do końca długiej, brzydkiej historii, powiedziałem: „Nie interesuje mnie, jak ją zabiłeś. Chciałbym wiedzieć dlaczego. Nawet gdybyś pracował dla jakiegoś syndykatu w Hongkongu, musi być jakiś powód, dla którego miałbyś to zrobić, a nie ktoś inny.

    Strażnik wskazał, że Sobhraj może wejść do biura. Wstał z wielkim brzękiem łańcuchów. Zrobił kilka kroków i zerknął przez ramię.

    – To tajemnica – powiedział, a jego twarz nagle stała się śmiertelnie poważna. Potem zniknął, machając tytułem dla Mercedesa, Iago do samego końca.

    Sobhraj czytający o sobie we francuskiej gazecie po przyjeździe do Paryża w kwietniu 1997 r. Zdjęcie: REX USA

    Myślałem, że Sobhraj i Chowdhury musieli nabrać dużej prędkości. Często spekulowałem, że zabójstwa w bikini były pokręconym, homoerotycznym rytuałem śmierci wywołanym psychozą amfetaminową. Chciałem zasugerować to policji w Bombaju, ale ponieważ sam byłem na prędkości, miałem paranoję, że gdybym o tym wspomniał, mogliby mi zrobić test na obecność narkotyków w ich gabinecie.

    Poszedłem spotkać się z Madhukarem Zende, imponująco solidnym, dziwnie kocim komisarzem policji, który wręczył mi bele odręcznych zeznań kohort Sobhraja, nabazgranych długopisem lub ołówkiem, przyznających się do wielokrotnych larcenów w Peszawarze, Karaczi i Kaszmirze, przeprowadzonych w szał oszałamiająco szybkiego tranzytu. Zende dwukrotnie aresztował Sobhraja: raz w 1971 roku w jego 42. urodziny, po kradzieży klejnotów w hotelu Ashoka w New Delhi i raz w 1986 roku, po ucieczce z więzienia Tihar.

    Mówił o Sobhraj z ironicznym uczuciem, klepiąc wąsy D'Artagnana, jak wspominał wczesne lata 70., kiedy Sobhraj prowadził mieszkanie na Malabar Hill i zyskał popularność w Bollywood, oferując skradzione Pontiaki i Alfa Romeo z ekscytującą zniżką. Do bardziej ryzykownych przekrętów werbował pachołków w barach z sokami i pchłych hostelach na Ormiston Road, robiąc swoje narkomanii z bogatymi turystami w Taj lub Oberoi w pobliżu Bramy Indii, aby ćwiczyć.

    — Interesowały go kobiety i pieniądze — westchnął Zende. – Gdziekolwiek się udał, zostawił ślad złamanych serc. W 1971 roku Sobhraj czekał na międzynarodowy telefon w restauracji O'Coqueiro na Goa, kiedy Zende, przebrany za turystę, złapał go.

    Usiadłem w pobliżu miejsca, w którym schwytano Sobhraja, gdy maleńkie, opalizujące jaszczurki wspinały się w górę iw dół po szałwiowozielonych ścianach O'Coqueiro. W Goa było poza sezonem. Kelnerzy stali bez celu w jadalni jak żigolaki w pustej sali tanecznej.

    Na zacienionej werandzie Gines Viegas, właściciel, posypał mnie rumem i colą, podczas gdy on opowiadał o swoich latach pracy w biurze podróży w Afryce i Ameryce Południowej. Był drażliwym żółwiem, ale od czasu do czasu dodawał nowe szczegóły z tygodni, w których Sobhraj pojawiał się co wieczór, by skorzystać z telefonu w restauracji.

    – Dzwonił do swojej matki we Francji – powiedział mi Viegas. „Za każdym razem wyglądał inaczej, nosił peruki, twarz miał umalowaną. Powiększył nos kitem. Kiedy Zende był tu na swoim słynnym tyglu, miał na sobie bermudy i koszule turystyczne. Od razu wiedziałem, że jest gliną.

    Madhukar Zende nie żyje. Podobnie jak Gines Viegas. Charles Sobhraj wciąż żyje.

    Nowi właściciele O'Coqueiro zainstalowali pomnik Sobhraja przy stole, gdzie zjadł kolację w noc swojego aresztowania. Kiran Bedi straciła pracę — ofiara pychy i, co nie było nieprzewidywalne, Sobhraj. Ta twarda kobieta zmiękła pod tsunami pochlebstwa Węża. Tak żarliwie wierzyła w jego rehabilitację, że pozwoliła francuskiej ekipie filmowej do Tiharu ją udokumentować, dając swoim przełożonym pretekst do zwolnienia jej.

    Wbrew temu, co powiedział Zende, nie wierzyłem, że Sobhraj kiedykolwiek był zainteresowany kobietami lub pieniędzmi. Pomimo całego blichtru, jaki pokazywał, by zaimponować swoim ocenom, jego życiowa przyjemność polegała na tym, by je przewyższać. Nigdy nie dostał więcej niż kilkaset dolarów od turystów, którzy pojawili się w Kanit House, a później zmarli. Za każdym razem, gdy zbierał gratkę ze swojego handlu, natychmiast poleciał na Korfu lub Hongkong i rozwalił wszystko w kasynie. Kobiety w jego życiu zawsze były rekwizytami dla kryminalnego przedsięwzięcia lub rozgłosu. Jeśli Charles był kiedykolwiek wspaniałym reproduktorem, nikt tego nie powiedział. I zrobiliby.

    Sobhraj eskortowany przez nepalską policję po przesłuchaniu w sądzie rejonowym w Bhaktapur w dniu 12 czerwca 2014 r. Zdjęcie: AFP/Prakash Mathema/Getty Images

    Nie wiem, dlaczego doszło do zabójstw w bikini. Ale w tej części świata takie wydarzenia nazywano kiedyś „amokiem” – „wywołanym szaleństwem”, po raz pierwszy zaobserwowanym przez antropologów na Malajach pod koniec XIX wieku. Częściej teraz zdarzają się tutaj, w Stanach Zjednoczonych. Eric Harris i Dylan Klebold wpadli w amok w Columbine. Adam Lanza wpadł w amok w Newtown w stanie Connecticut. Wydarzeniem wyzwalającym w Bangkoku – jestem tego całkiem pewien – był Ajay Chowdhury. Morderstwa stanowiły bardzo krótki rozdział w zdumiewająco urozmaiconym życiu Sobhraja w zbrodni: przedłużająca się eksplozja „przesady” smukłego, niewzruszonego oszusta, który szczycił się samokontrolą. Zabójstwa rozpoczęły się, gdy Chowdhury pojawił się na obrazie i ustał, gdy go opuścił.

    Ku przerażeniu wielu ludzi, którzy próbowali temu zapobiec, Sobhraj został zwolniony z więzienia rok po tym, jak go poznałem. Jako obywatel francuski z przeszłością kryminalną został pospiesznie wyrzucony z Indii. Osiadł w Paryżu, gdzie rzekomo zapłacono mu 5 milionów dolarów za historię swojego życia i zaczął udzielać wywiadów za 6000 dolarów za sztukę, w swojej ulubionej kawiarni na Polach Elizejskich.

    Ale to nie koniec. W 2003 roku pojawił się w Nepalu – jedynym kraju na świecie, w którym wciąż był poszukiwanym człowiekiem. (Tajlandia ma przedawnienie wszystkich przestępstw, w tym morderstwa). Wierzył – a przynajmniej tak się mówi – że dowody przeciwko niemu dawno obróciły się w proch. Nie jestem pewien, czy w to wierzył. Jeździł po Katmandu na motocyklu, podobnie jak na Goa, stając się widocznym. Nepalczycy starannie przechowali datowane rachunki za wypożyczony samochód oraz ślady krwi znalezione w bagażniku i przystąpili do aresztowania go w kasynie.

    Kiedy to piszę, właśnie obejrzałem film na YouTube, który pokazuje, że Sobhraj przegrywa swój ostatni apel w sprawie wyroku skazującego za morderstwo w Katmandu. Bikini Killings od teraźniejszości dzieli tak wiele czasu, że sposób, w jaki on skończy, nie ilustruje już tendencji niektórych osób do bicia swojej patologii aż do samospalenia. Ilustruje to ostateczną bezsensowność wszystkiego w obliczu procesu starzenia. Sobhraj się zestarzał. Jeśli do tej pory nie zmęczył się sobą, z pewnością stał się głupi. Jeśli spojrzysz na jego historię tak długo, jak ja – niekończący się szlak psot i chaosu, który prowadził tylko tam, gdzie się zaczął, do więziennej celi; pieniądze zrabowane i natychmiast przegrane; bezsensowny, nieustanny ruch przez kraje i kontynenty — zobaczysz, że Sobhraj zawsze był śmieszny. Pierwsze wrażenie, jakie miałem o nim twarzą w twarz, to agresywne, nieprzejednane śmieszność.

    Jego ofiarami byli ludzie w moim wieku, bez wątpienia wędrujący po ziemi w tej samej mentalnej mgle, którą nosiłem w wieku 20 lat, dokładnie w tych samych latach. Historia przywołała mnie już dawno temu, bez wątpienia, bo zastanawiałem się, czy na ich miejscu też mógłbym zostać skazany na śmierć przez Sobhraja: Na zdjęciach z tamtych czasów wyglądał jak osoba, z którą spałabym na Lata 70. – jak kilka różnych osób, z którymi spałem w latach 70. Nie było sposobu, by odpowiedzieć na pytanie, spotykając się z nim. Nie wyglądał już jak ktoś, z kim kiedykolwiek będę spał, i wiedziałam z góry, co zrobił. Przestępca taki jak Sobhraj byłby teraz niemożliwy: Interpol jest skomputeryzowany; człowiek nie może wsiadać i wysiadać z samolotu i przekraczać granic, mając tylko szybką rozmowę, seksowne uśmiechy i kiepsko sfałszowane paszporty; każdy sklep jubilerski na świecie ma kamery monitorujące, a wkrótce będzie je mieć także każda ulica na świecie.

    Ale i tak mogłam się pomylić od samego początku. Przez lata wyobrażałem sobie, że Sobhraj wabi naiwnych, niezbyt bystrych palaczy w swoją sieć śmierci za pomocą seksualnego uroku i nadzwyczajnej przebiegłości. Ale co, jeśli ludzie, których zabił, nie kupili jego występów bardziej niż ja, bez względu na to, jak był wtedy atrakcyjny, a nawet nic o nim nie wiedząc? Co by się stało, gdyby zamiast obrazu perfekcji zobaczyli wyraźnie Azjatę, przezabawnie obleśnego przegranego, jak gnojka w garniturze, szylinga przed barem ze striptizem, absurdalnie udającego Francuza, Holendra lub niejasno Europejczyka? im.' A jeśli uznają go za zabawnie żałosnego, ale prawdopodobnie użytecznego? Większość dała się „zwabić” nie jego seksapilem czy oleistym tupotem, ale perspektywą zdobycia drogich kamieni szlachetnych za tanią cenę. Możliwe, że jego ofiary wyobrażały sobie, że go oszukują, i uznały go za równie śmiesznego jak ja. A może wierzyli – protekcjonalnie, z liberalnym, oświeconym pobłażaniem – że śmieszna osoba jest również nieszkodliwa.